Jak wiecie, kocham Świat, uwielbiam odkrywać wszystko co nieznane. Jest jednak w moim sercu miejsce, które kocham absolutnie, mogę wracać tam non stop i nigdy mi się nie znudzi, nie straci uroku i czaru.Tatry – kocham miłością wielką!
W listopadzie wykorzystaliśmy długi weekend i wyskoczyliśmy na krótki wypad. Nie ukrywam, że moim celem nr 1 była wystawa obrazów Tamary Łempickiej w Muzeum Narodowym w Krakowie. Cudowna, bardzo fajnie wyeksponowano zarówno dzieła Artystki jak i opowieść o jej losach. Życie Tamary jest dla mnie ogromna inspiracją jak zresztą większość losów silnych, zdolnych i odważnych Kobiet. Nikt nie inspiruje mnie tak, jak wspaniałe kobiety, które przewijają się w historii Świata. Moje duchowe potrzeby zostały zaspokojone dzięki tej wystawie:) Poniżej kilka zdjęć z Muzeum Narodowego w Krakowie…wystawę możecie podziwiać do 12.03.23. POLECAM!!!
Jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy w stronę Tatr. Przywitał nas zmierzch, ale i tak poszliśmy na spacer przywitać się z górami:)
Na drugi dzień, wcześnie rano, ruszyliśmy w trasę. Postanowiliśmy pójść w przepiękne Tatry Bielskie. My generalnie kochamy słowacką stronę Tatr, głównie ze względu na mniejszą ilość turystów no i fakt, że 80% Tatr znajduje się właśnie po słowackiej stronie. Mniej tłoczno, na trasie spotykamy zarówno ludzi jak i psiaki, którym wolno tam przebywać…po polskiej stronie jest zakaz wstępu dla naszych psich przyjaciół. My akurat naszej Nali nie zabieramy na górskie wyprawy, nie ta rasa, nie dałaby rady za nami nadążyć. Mieliśmy bardzo dużo szczęścia, jeśli chodzi o pogodę. Było słońce, niebieskie niebo i fajna temperatura.
STREDNICA – parking przy stacji narciarskiej. Był listopad, więc jeszcze zupełnie bez śniegu za to z powalającym widokiem na Tatry Bielskie. Pierwszy dzień miał być lekki, niewymagający, ale ja niestety mam taką przypadłość, że zawsze chcę wszystko na maximum:) Tak było i tym razem. Fajny 3 godzinny spacerek Doliną Mąkową aż do Zdziaru, po drodze oczy nakarmione widokiem, który polecam absolutnie wszystkim kochającym górskie krajobrazy!!!
Ponieważ wyszliśmy bardzo wcześnie, żeby nie tracić czasu, mieliśmy całą, drugą część dnia do wykorzystania. Ze Strednicy pojechaliśmy do Tatrzanskiej Kotliny i stamtąd trasą do Chaty Plesnivec.
Kolejny dzień to czas na kolejne wyzwania. Parking w Tatranskiej Lesnej – nie chcąc po raz X iść szlakiem na Hrebienok ruszyliśmy piękną trasą wiodącą wzdłóż Studenovodskiego Potoku – POLECAM! Pierwszym przystankiem była Rainerova Chata, malutkie schronisko, ale przy tak słonecznej i pięknej pogodzie Marcin nie odmówił sobie pysznego, słowackiego piwka…ja miałam mój pyszny zakwas buraczany (po 40 trzeba się zdrowo prowadzić:))
Kolejne etapy trasy przypomniały nam piękne chwile, kiedy całą rodzinką dwukrotnie szliśmy do Chaty Teryho – dziewczyny za pierwszym razem miały jakieś 7 i 13 lat, a przy powtórce 5 lat temu 11 i 17 lat i wtedy dotarliśmy na Czerwoną Ławkę! No dobra, ale wracając do trasy – była długa i bardzo piękna, zaprowadziła nas kolejno do Zamkovkiej Chaty i potem już pod Łomnicę do Skalnatej Chaty. Generalnie baaardzo polecam tą trasę, szczególnie na wypady z marudzącymi dziećmi, ponieważ na trasie mamy aż 3 schroniska, czyli 3 okazje, żeby odpocząć i zjeść coś dobrego, choć i tak nic nie przebije szarlotki w polskich schroniskach:)
To był krótki, intensywny wypad we 2:) Chwila oddechu i oderwania się od codzienności. Bardzo polecam takie przerywniki i możliwość naładowania życiowych baterii.
Za kilka dni czeka nas tygodniowa wyprawa do Krainy Wiecznej Wiosny. Nie ukrywam, że nie mogę się doczekać, ale równie niecierpliwie czekam na Wielkanoc – wtedy WRACAMY w Tatry, całą rodzinka a nawet +1:)