Nareszcie jest!!! Relacja z naszej rocznicowej (20 lat w miłosnych kajdanach:)) podróży na SriLankę, którą odbyliśmy w lutym 2020 roku i mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, zdążyliśmy przed zamknięciem się Azji z powodu pandemii. Zaczynałam pisać relację kilka razy, ale jakoś nie mogłam jej skończyć, więc poniżej znajdziecie nareszcie całość (łącznie z fragmentami kiedy zaczynałam pisać a Świat się zmieniał). Tytuł aktualny – nie mogę doczekać się POWROTU, jak tylko Azja otworzy się na ŚWIAT:)
Sri Lanka – Wrócę tam!!
marzec 2020:
Minął ponad miesiąc od naszego powrotu i znajdujemy się w zupełnie innej rzeczywistości:( Epidemia koronawirusa zamknęła Świat, zamknęła nas w 4 ścianach i szczerze powiem…największą trudnością dla mnie jest zakaz przemieszczania się. Wielkanoc 2020 mieliśmy spędzić w Tatrach, a już wiem, że nic z tego nie będzie. Zanim zamknęliśmy granice już prawie, prawie kupiłam bilety na wakacyjną wyprawę do Andaluzji, ale na szczęście posłuchałam przeczucia i ostatecznie transakcja nie doszła do skutku, ponieważ wyjazd gdziekolwiek raczej nie będzie możliwy 🙁
sierpień 2020
Jest sierpień, pandemia ma się dobrze, a my uczymy się i aklimatyzujemy w świecie z nowymi zasadami. Myślę, że wiele z nich zostanie, zakorzeni się bez względu na to jak długo potrwa pandemia. Ale do rzeczy – miałam opisać nasz pobyt na cudownej Srilance… było mega ciekawie, intensywnie i absolutnie magicznie! Tak nam się to miejsce spodobało, że właśnie szukamy biletów na zimę, żeby móc tam wrócić.
Oto skrócona relacja z podróży:
Nasza trasa zaczęła się oczywiście w Negombo, które jest położone kilka kilometrów od lotniska (Lotnisko Kolombo a tak naprawdę Negombo). Ponieważ lądowaliśmy późnym wieczorem, nasz gospodarz odebrał nas z lotniska i zawiózł na miejsce pierwszego noclegu. Przespaliśmy się dosłownie kilka godzin, po czym pojechaliśmy na dworzec autobusowy, aby złapać bus do Dambulli…autobusy na Srilance to zdecydowanie temat na osobny wpis😁. Oj nie tak łatwo w „tłumie” takich samych, kolorowych busów znaleźć właściwy, a miejscowi, choć bardzo pomocni i uczynni nie pomogą, ponieważ oni też chcą zarobić, więc kierują nieświadomych niczego turystów do prywatnych autobusów, które jeżdżą rzadziej choć nie są dużo droższe. Jednym słowem trzeba być czujnym 😉😆. Trasa do Dambulli wiedzie przez Kurunegalla, gdzie trzeba się przesiąść do odpowiedniego autobusu…uff. Nagrodą za podróżowanie busami jest oczywiście cena!!!! Dla nas są to wręcz „śmieszne” pieniądze. Zjechaliśmy tak całą Srilankę z plecakami i najdroższy bilet ( z Matary do Ratnapury) kosztował nas …uwaga, uwaga …30zł za 2 osoby
Pierwszy dzień , zmęczeni po locie, krótkim śnie w Negombo, podróży lankijskimi autobusami…kto był wie co to znaczy. W końcu dotarliśmy do Sigiriya i zamiast odpoczynku wspinamy się na Pidurangala – bliźniaczą skała Lion Rock . Cudowne widoki piękny zachód słońca🙂 Dlaczego Pidurangala a nie słynna Lion Rock? Powodów jest kilka. Już podczas planowania tej podróży miałam dylemat, którą wybrać, a liczne relacje podróżników nie ułatwiały decyzji.
Lion Rock jest TĄ rozsławioną skałą (legenda o królu Kashyapa i jego synach) z resztkami zamku na szczycie, a Pidurangala mniej znaną, ale tak samo atrakcyjną i z jedną przewagą – będąc na jej szczycie można do woli fotografować Lion Rock…czego nie da się zrobić wchodząc na nią. Poniższe zdjęcia tak właśnie wykonałam. Cóż, jeśli macie czas, to po prostu wejdźcie na obie:) Znacząca jest przede wszystkim różnica w cenie (ogromna!) – za wejście na Lion Rock zapłacicie 25EUR/1os a Pidurangala to koszt ok. 4EUR/1os…no i wchodząc na tą pierwszą przeciskacie się (dosłownie) w tłumie turystów i musicie uważać na gniazda dzikich os! Tak właśnie! Trzeba zachować ciszę, inaczej drażni się te owady, które potrafią zaatakować.
Kolejny dzień na pięknej Sri lance upłynął głównie na podziwianie absolutnie cudownej przyrody, SŁONIE to nr1!!!! W naturalnym środowisku!!! My wybraliśmy Minneriya National Park. Mieszkańcy SriLanki, jak już wielokrotnie powtarzałam to ludzie niesamowicie ciepli – i uwierzcie, doskonale potrafię odróżnić życzliwość „pod turystów” od tej prawdziwej i to właśnie ta towarzyszyła nam przez cały pobyt. Wyprawę do parku zorganizował nam syn Gospodyni. Mogliśmy podziwiać całe rodzinki słoni wędrujące po dżungli. Możliwe są tylko jeep safari bez wychodzenia z auta, ale słonie podchodziły naprawdę blisko.
Prosto z Sigirya udaliśmy się do Polonnaruwa (dawna stolica Królestwa Syngalezów, wpisana na listę UNESCO). Są dwa takie miejsca w tym kraju, Polonnaruwa oraz Anuradhapura – ta pierwsza w w opinii podróżników mniej eksploatowana przez turystów bardziej nas interesowała i nie musieliśmy nadrabiać drogi, jadąc na północ, tylko mogliśmy zrobić kolejny krok ku południu wyspy. Na zwiedzanie ruin wybraliśmy polecany środek transportu, czyli… rower – ruiny zajmują spory kawałek terenu, w upale sięgającym 35 stopni i w pełnym słońcu, chodzenie byłoby bardziej męczące, a rowery okazały się świetnym rozwiązaniem. Mieszkaliśmy niedaleko Parku Archeologicznego i właściciel udostępnił nam rowery:) Ja, jak to ja, potraktowałam wyprawę rowerową jako dodatkową atrakcję i naprawdę żal mi było tych turystów z grup zorganizowanych, którzy już w ruinach przemieszczali się klimatyzowanymi busami od budynku do budynku…dużo stracili np. bliższy kontakt z wszechobecnymi małpkami. No może małpki nie były zbyt miłe kradnąc nam z koszyka lunch (ostre curry z ryżem), który po drodze kupiliśmy od ulicznego sprzedawcy hahaha, ale są urocze… wybaczylismy im ten wybryk, w końcu to my jesteśmy intruzami na ich terenie:):)
Z Polonnaruwa pojechaliśmy (autobusem oczywiście) do Kandy. To bardzo popularne miasto z którego kilka razy dziennie odjeżdżają pociągi do Elli i innych górskich miasteczek. My też mieliśmy taki plan. Powiem Wam, że zdobyć taki bilet to nie lada wyzwanie… nie, żeby to był pociąg luksusowy, wręcz odwrotnie, każdy chce siedzieć w 3 klasie!!!! To ze względu na absolutnie zapierające dech w piersiach widoki w drodze do Elli (ok. 140km w 9godz!!…żółwie tempo). I znów ogromną uprzejmość okazał nam Gospodarz z Kandy – jeszcze przed wylotem na wyspę kupił nam bilety i zapewnił, że będą na nas czekać. Tak też było, podobnie załatwialiśmy bilety na pociąg w Tajlandii, 3 miesiące przed wylotem mieliśmy obiecaną dostawę biletów do naszego hotelu w Bangkoku i udało się, czekały, choć nawet taksówkarz w Bangkoku miał problem z trafieniem do naszego hotelu. Ludzie w Azji są niesamowici!!
Przed podróżą w góry udało mi się uczestniczyć w pięknym religijnym rytuale w słynnej Świątyni Zęba w Kandy (według wierzeń jest tam przechowywany ząb buddy). Marcin wolał zostać „na mieście”, a dla mnie to było cudownie wyciszające, magiczne wydarzenie. Kiedy słońce zachodzi, mieszkańcy zbierają się z kwiatowymi darami dla Buddy. Wszystko jest dobrze zorganizowane, przy Świątyni są szafki, gdzie można, a nawet trzeba zostawić swoje rzeczy (torby, buty itp). W środku już słychać odgłosy bębnów i śpiew. Każdy staje grzecznie w kolejce, aby najpierw podarować kwiaty a potem mieć zaszczyt spojrzeć przez uchylone drzwi na konstrukcję w której przechowywana jest relikwia. Jednak na sam ząb mogą spojrzeć tylko najwyżsi pozycją duchowni i to zaledwie kilka razy w roku. Bardzo mi się podobała ta uroczystość.
W Kandy udało nam się kupić piękne sari, w prezencie dla Marceliny:)
Po krótkim, ale intensywnym pobycie w Kandy… wyruszyliśmy w góry, do Elli!
W ELLI mieliśmy najlepszą miejscówkę EVER!!! Najpiękniejsze śniadanie w moim życiu zjadłam ta tym tarasie:)
Ella oraz pozostałe miejscowości górskie bardzo różnią się od całej reszty kraju. Panuje tu kosmopolityczny klimat. To mekka backpakersów. Tak jak na całej wyspie jest duży problem z kupnem alkoholu, tak tu problem znika. Jest malutkie centrum Elli z mnóstwem pubów, restauracji, gdzie można nareszcie napić się piwa , drinka i zjeść coś smacznego (jedzenie w całej SriLance jest PYSZNE, wręcz temat na osobny wpis) i życie toczy się tu 24h/dobę. Jednak w ciągu dnia wszyscy znikają w górach, na plantacjach herbaty, na wyprawach na szczyty. Nie ma tłoku, nie ma komercji, jest takie czyste współistnienie z przyrodą, jakże piękną w tym rejonie. No dobra, trochę komerchy jest w fabrykach herbaty, ale lokalni mieszkańcy też muszą zarobić. Jednak wiedza, którą otrzymaliśmy od przewodnika… bezcenna. Bardzo polecam taką wizytę.
Po naprawdę fascynującym pobycie wśród lankijskiej przyrody, nadszedł czas na przeniesienie się DO RAJU:)) Podróż z Elli jak zwykle z przygodami, autobusem z przesiadką i w końcu tuk tukiem do naszego resortu na 4 dni plażowania.
Nasz RAJ u Sanjisa, taki klimacik też jest potrzebny, żeby naładować baterie szczęścia, tym bardziej, że moje zwykle szybko po powrocie tracą moc. Jeśli będziecie kiedyś na południu SriLanki to polecam okolicę Rekawa – ogromne, szerokie i puste plaże, jak z najpiękniejszych katalogów! Jedzenie pyszne i tanie , można jeść w hotelu, ale lepiej w małych restauracyjkach prowadzonych przez rybaków…dostaniesz to, co złowili rano!.
Z perspektywy czasu, uważam, że mogliśmy zostać kilka dni dłużej w naszym lankijskim raju. Jednak mieliśmy jeszcze w planie kilka fajnych miejsc. Jednym z nich była Ratnapura – miasto, naokoło którego znajdują się kopalnie szafirów. To bogactwo SriLanki, ale jego wydobycie to już bardzo skomplikowana sprawa. Nie tak łatwo zobaczyć kopalnię, nie ma tego w planach podróży z biurem. Ja sporo na ten temat czytałam, śledziłam blogi podróżnicze i wiedziałam, że chcieć to móc:) Nam udało się dotrzeć do kopalni szafirów. Dużo mogłabym o tym pisać, ale w skrócie to wygląda tak: wszystkie kopalnie szafirów na Sri lance to po po prostu „dziury w ziemi” na ok 30m. Wygląda bardzo biednie i prowizorycznie ale nic bardziej mylnego. To porządnie zbudowane szyby o prostej ale solidnej konstrukcji z drzewa kauczukowego. Mieszczą się oczywiście przy rzece, gdzie wypłukuje się wydobyty materiał. Czasem znajduje się tu kamienie warte fortunę . To bardzo ciężka praca. W Ratnapurze mieszkaliśmy w pięknym pensjonacie, za który zapłaciliśmy bardzo niewiele, ze względu na brak turystów. Nasz Gospodarz pomógł nam dostać się do kopalni, zobaczyć jak to wygląda z bliska, porozmawiać z ludźmi, którzy spędzaja w kopalni całe tygodnie w poszukiwaniu szafirów. Marcin odważył się zejść do szybu!! Polecamy każdemu, kto kocha przygody.
Jednym z punktów obowiązkowych podczas naszej podróży było Galle. To kolonialne miasto w pd-zach Srilance zostało wpisane na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO. Było gorrrąco🥵 – miasto znacznie różniącego się od innych na Sri lance. Widać w nim wyraźnie wpływy państw, które miały tu swoje kolonie, najpierw Portugalczycy a później Holendrzy. Ciekawa zabudowa, słynny fort, ale muszę przyznać, że po pobycie w innych miejscach na Ceylonie dla mnie za duuużo hałasu🥴😤🤪, turystów i komercji. My podczas pobytu tutaj podróżujemy tak jak lokalni mieszkańcy, czyli głównie autobusami🚍🚎🚌 o których napiszę osobno bo są niesamowite!!! Dziś po raz pierwszy nie byliśmy jedynymi Europejczykami w busie 🤣🤣. Było miło, zrobiliśmy fajne fotki, poznaliśmy ciekawą historie tego miejsca, ale szczerze mówiąc uciekliśmy dość szybko, ponieważ tu właśnie przybywają wszyscy turyści obecni na wyspie.
Podsumowując:
SRILANKA 🥰! Ja jestem zachwycona krajem, przyjaznymi ludźmi i nie ukrywajmy, klimatem☀️. Podróżowaliśmy po kraju wraz z mieszkańcami, poznaliśmy ich zwyczaje…są czasem nie do końca zrozumiałe, ale je szanujemy. Wiemy już, żeby nie siadać z przodu autobusu, ponieważ kiedy wejdzie mnich…i nieważne czy stary czy chłopiec to trzeba mu ustąpić miejsca🤔 i widzieliśmy jak młoda matka z malutkim dzieckiem musiała wstać, żeby ok. 13 letni mnich mógł siedzieć, a do tego jeśli są 2 osobowe siedzenia to obok mnicha może siedzieć TYLKO mężczyzna 😜😱. W autobusie zawsze jest MUZYKA (lankijskie disco)
JEDZENIE🍉🍊🌶🍜🍤 – jest genialne!! Nawet ja- niejadek jestem pod wrażeniem. Oprócz tego, że pyszne, ostre to jeszcze tanie. Rice&Curry SUPER! Jednak nr1 to owoce morza kupione od rybaków i zjedzone na plaży🍤🍤. No i wszechobecne ciasteczka…wszystkie smaki herbatników 😁
Jednak jeśli lubisz PIWO 🍺🍻 to musisz pogodzić się z faktem, że nie uraczysz alkoholu w restauracji „na mieście” tak po prostu…trzeba się naszukać i znaleźć „beer&wine” shop…No chyba, że w Twoim hotelu, ale alkohol nie jest powszechnie dostępny i jest DROGI!! Obiad zawsze kosztuje mniej niż piwo😁
No i mój ulubiony element tutejszego życia- podobnie jak w Tajlandii oraz na Karaibach , uczennice i uczniowie noszą MUNDURKI…prześliczne, białe sukienki i krawaty z logo szkoły. Dziewczynki zawsze mają warkocze i nawet buty i skarpetki są identyczne – to wygląda fenomenalnie 👩🎓👨🎓